Duch bezpieki wiecznie żywy

Pamięci Mieczysława Padkowskiego „Grubego”

Przygotowując w lutym 2013 roku wystawę poświęconą  chełmskim żołnierzom podziemia antykomunistycznego  ani przez moment nie pomyślałem, że przyjdzie mi bronić zasadności umieszczenia biogramów i zdjęć oficerów  i żołnierzy, co do których istnieje całkowita pewność, że w działaniach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” brali udział.

Obawiałem się raczej reakcji, szczególnie ze strony żyjących  jeszcze  żołnierzy podziemia antykomunistycznego, czy też historyków znających dokumenty wytworzone przez chełmskich ubeków i esbeków odnośnie umieszczenia biogramów i zdjęć, tych osób, które z różnych przyczyn w latach  50. i 60. XX wieku dały się złamać i podjęły tajną współpracę z komunistami donosząc na swoich dawnych towarzyszy broni. Uznałem jednak, że skoro w okresie funkcjonowania w strukturach podziemia antykomunistycznego byli czynnymi bojownikami, należy  ich biogramy i zdjęcia umieścić. W kilkuzdaniowych notach biograficznych pominąłem te haniebne fragmenty życiorysów, zaznaczając  jednak zgodnie z prawdą np. „Nie ujawnił się i poza krótkimi pobytami w areszcie UB w 1948 i 1953 roku nie był represjonowany”., czy  „Aresztowany w 1950 roku w sprawie PAP, mimo obciążających go zeznań został zwolniony z aresztu”. Ale nawet w najbardziej drastycznym przypadku – zachowana teczka personalna i teczka pracy wieloletniego  tajnego współpracownika chełmskiego UB/SB, z licznymi donosami na kolegów z konspiracji i pokwitowaniami odebranych  od oficera prowadzącego pieniędzy, uznałem, że fakt  pobytu w oddziale „Młota” od  lata 1945 roku do ujawnienia i poprawne zachowanie w tym okresie, dają dostateczne podstawy do umieszczenia tegoż człowieka w wykazie żołnierzy oddziału. Ideą wystawy było ukazanie sylwetek  dowódców i żołnierzy  konspiracji antykomunistycznej w latach 1944 – 1947, a nie dokumentowanie i ocena ich zachowań w okresie PRL.

Przez konspirację niepodległościową AK – WiN powiecie chełmskim w latach 1944 – 1953 przewinęło się przeszło  2 tysiące bojowników. Ubecy zdołali złamać i pozyskać do współpracy  kilkunastu spośród nich i dotyczy to już okresu po ujawnieniu się. Zaznaczyć te jednak trzeba, że zupełnie nie jest znana skala agentury sowieckiej (werbowanej poza siatką UB/SB bezpośrednio przez sowietów), ani też zasięg agentury prowadzonej przez komunistyczną Informację Wojskową, a następnie WSW. Enigmatyczne zapisy w dokumentach UB mówią o wykorzystywaniu przez wywiad wojskowy jednego z oficerów oddziału „Młota”, czy krótkotrwałym pobycie w oddziale żołnierza KBW, rzekomego dezertera, a w rzeczywistości agenta Informacji Wojskowej.

W okresie od objęcia funkcji komendanta obwodu chełmskiego AK/WiN przez Edwarda Wolla „Grubego” i dowództwa oddziału zbrojnego obwodu przez Henryka Lewczuka „Młota” , jak  pisał w raportach do Lublina ówczesny szef PUBP Bolesław Rycerz, „resort nasz agentury w obwodzie i oddziale nie posiada”. Znając w większości akta  złamanych przez UB /SB  żołnierzy oddziału i członków konspiracji terenowej uważałem tworząc wystawę (i tak uważam nadal), ze mimo późniejszej haniebnej działalności, w okresie pobytu w oddziale żołnierze ci zapisali się jak najbardziej pozytywnie i w wykazie na wystawie okolicznościowej winni się znaleźć. Przygotowałem się nawet do polemiki z krytykami, bo sadziłem, że takowi, znając moje dotychczasowe wyniki badań nad losami żołnierzy AK -WiN, zapewne się znajdą.

Ale nastąpiło coś zupełnie nieoczekiwanego. Nikt nie zakwestionował umieszczenia na wystawie sylwetek  późniejszych tajnych współpracowników UB/SB, zaatakowano natomiast najbardziej bezbronnego, bo tragicznie zmarłego w latach 60. furmana „Młota” Mieczysława Padkowskiego o pseudonimie „Gruby” (czasami używał tez pseudonimu „Frycha”).

Ten urodzony w Mołodutynie w 1921 roku chłop chełmski przez cały okres funkcjonowania oddziału pełnił funkcję opiekuna koni i wozu , którym poruszał się po terenie komendant „Młot”. Wybrany został do tej  roli ze względu na dwie osobiste zalety – do szaleństwa kochał konie, a  i one tę miłość odwzajemniały i doskonale znał wszystkie drogi (w tym najbardziej kręte leśne) na terenie całego rejonu pierwszego. Najczęściej nie brał udziału w akcjach zbrojnych, opiekował się końmi „Młota” i jego zadaniem było utrzymywanie zaprzęgu dowódcy w stałej gotowości do wyjazdu. Wielkie dwa ogiery wzbudzające postrach wśród żołnierzy oddziału  i mieszkańców wiosek, w których „Młot” kwaterował, w stosunku do „Grubego” były łagodne jak muły. Pewna ręka furmana prowadziła je bezbłędnie po najwęższej grobli czy dróżce leśnej.

„Gruby”  – stoi pierwszy z lewej strony

„Gruby” miał również za zadanie zabezpieczenie kwatery dla komendanta „Młota” w każdej wiosce, gdzie na postój i wypoczynek zatrzymywał się  oddział. I zwykle tak się zdarzało, mimo protestów dowódcy, że była to najokazalsza chałupa we wsi (tzw. dom pod blachą – kryty w odróżnieniu od większości wiejskich domów nie słomą, a blachą),  mieszkanie sołtysa lub nauczyciela. „Młot” wielokrotnie upominał „Grubego”,  że ze względów bezpieczeństwa bardziej odpowiednia winna być niewyróżniająca się chałupa wiejska, ale „Gruby” był odporny na, czasami  bardzo ostre reprymendy, i w swoim rozumieniu autorytetu dowódcy zakładał, że „Młotowi” nie przystoi kwaterować  w małej, niepozornej chatce. On też  kwaterował w domu, gdzie przebywał komendant, a konie zawsze stały gotowe do drogi w pobliskiej stodole. Po pewnym czasie „Gruby” nauczy je, sobie tylko znanymi metodami, odpoczywać i  spać w  uprzęży, z odpiętymi tylko od orczyków postronkami.

„Gruby” – leży z prawej strony

Do obowiązków „Grubego należało również zapewnienie dowódcy wyżywienia – i tu po długim upominaniu przez „Młota”, zrozumiał wreszcie,  że jedzenie ma być takie jak dla całej rodzimy gospodarza. Początkowo starał się wydobyć od gospodyni  specjalnie dla dowódcy lepsze jedzenie, ale w stanie powszechnego ubóstwa  po okupacji niemieckiej i przy częstych rekwizycjach ze strony sowietów i władzy komunistycznej i nieustanym upominaniu przez „Młota” zaniechał ukrywanego przed dowódcą podkupywania lepszej żywności.

Wielu żołnierzy oddziału po cichu zazdrościło mu nieograniczonego dostępu do dowódcy, przebywania z nim na kwaterze, czy też wykonywania znanych tylko im obu rozkazów. Czasami  ze zdziwieniem  żołnierze oddziału i okoliczni mieszkańcy patrzyli na „Grubego”, który swobodnie w biały dzień udawał się na posterunek Milicji Obywatelskiej w Wojsławicach, Rakołupach czy Sielcu, aby po krótkiej rozmowie wraz  z milicjantami udać się do domów miejscowych złodziejaszków i wspólnie wymierzyć im karę chłosty . A rękę „Gruby” miał ciężką i rozkazy dowódcy wykonywał sumiennie. Dzięki tej  twardej ręce wielu młodocianych złodziejaszków i rabusiów powróciło na uczciwą drogę. A dopiero po latach okazywało się, że całe załogi tych posterunków  od lat współpracowały z „Młotem”, o czym,  nawet w oddziale, wiedziało tylko kilka osób.

„Gruby” już własnej inicjatywy dbał też o to, aby dowódca wiedział o nieregulaminowym zachowaniu żołnierzy oddziału (rzadko, ale jednak,  zdarzały się przypadki samowolnego oddalenia się z kwatery, czy wypicia samogonu z gościnnym gospodarzem), a w wyjątkowych przypadkach bywał też  wykonawcą kary za takowe przewinienia. A egzekutorem, tak jak  w przypadku złodziei,  był sumiennym … . Koledzy z oddziału w związku z tym niezbyt go lubili.

„Młot” po latach ze wzruszeniem wspominał  rozpacz „Grubego (płynące po twarzy łzy) po stracie koni w potyczce z UB w Kolonii Ostrowskiej jesienią 1946 roku.  Bo konie kochał „Gruby” namiętnie. Miał też do czasu ślubu, słabość do kobiet – z tego powodu często podczas pobytu na kwaterach dochodziło do zatargów z miejscowymi kawalerami, zazdrosnymi o „swoje” dziewczęta. Czasami  musiał interweniować „Młot”.

„Gruby” – stoi pierwszy z lewej strony

Po ujawnieniu się wraz oddziałem w Wojsławicach 16 marca 1947 roku powrócił do swojej starej, małej chatki w Mołodutynie. W 1948 roku odwiedził go w niej znajomy urzędnik ze Żmudzi i widząc wręcz  skrajne ubóstwo stwierdził,  że  zapewne w partyzantce niczego się nie dorobił. Ten urzędnik,  wówczas już członek  partii komunistycznej, na całe życie zapamiętał odpowiedź Grubego: „ja nie walczyłem dla majątku, ale dla Polski i nie oczekiwałem za tą walkę żadnej  nagrody”. Tą odpowiedź reżimowy urzędnik zapamiętał na zawsze – powtórzył ją w rozmowie ze mną w 2005 roku, mówiąc również, że  wówczas w tej  biednej chatce zrozumiał, że dla „Grubego” – prostego, niezbyt wykształconego chełmskiego chłopa liczyło się coś więcej niż majątek, czy dostatnie życie.

Z czasem „Gruby” ożenił się i zamieszkał w Kumowie. Na świat zaczęły przychodzić dzieci – w sumie pojawiła się ich czwórka. Pracowitością i oszczędnym życiem dorobił się 6 hektarów ziemi .

Komuniści nie zapomnieli o nim i, mimo nieutrzymywania kontaktów z kolegami z oddziału, okresowo, przy pomocy miejscowej agentury, kontrolowali go. Ślady tej inwigilacji zachowały się w archiwach UB/SB.

Odrębną teczkę  na „Grubego” chełmska  bezpieka założyła w  1967 roku w związku z poszukiwaniem  broni i amunicji pozostałej w terenie po oddziale „Młota” . Jeden z informatorów SB doniósł, że przed ujawnieniem  oddziału  posiadany pistolet maszynowy zdał na rozkaz „Młota” „Grubemu”.  Przesłuchiwany 10 października 1967 roku przez podporucznika SB Eugeniusza Jurka „Gruby” kategorycznie stwierdził, że: „kilka razy jeździł w towarzystwie dowódcy i wiele faktów dokładnie pamięta, ale żadnej broni, o której mowa nie zabierał”.

Nieprzyznanie się do zbierania broni od członków konspiracji przed ujawnieniem, nie uchroniło „Grubego” przed dalszą inwigilacją ze strony chełmskiej SB.  20 marca 1968 roku w rozmowie z kontaktem służbowym o kryptonimie GL (urzędnik gminy Leśniowice) porucznik Stanisław Siepsiak uzyskał  informacje, które posłużyły do wszczęcia intensywnego śledztwa w kierunku oskarżenia „Grubego” o zamach na komunistyczne państwo.

A sprawa wyglądała następująco: w lutym w kasie pożyczkowej w Leśniowicach dzielono pożyczki dla miejscowych rolników. O pożyczkę ubiegał się też „Gruby”. Komisja rozdzielając pożyczki wniosek „Grubego” rozpatrzyła negatywnie. Rozżalony  i zdenerwowany  „Gruby” przybył go kasy i  jak doniósł urzędnik, podniesionym głosem  stwierdził miedzy innymi: „ gdyby to było kilkanaście lat wstecz, to ja bym wam pokazał, bez was bym sobie pożyczył. Zresztą wówczas na takie kasy to bym się może nie paskudził (.     )  Niedługo tak będzie jak jest, a wówczas załatwię się z wami”.

Przestraszeni urzędnicy, znając partyzancką przeszłość „Grubego”, powiadomili  chełmskich esbeków i intensywne śledztwo ruszyło. Kartą E 15 sprawdzono M. Padkowskiego w archiwum MSW  – odnaleziono zapisy, że figuruje w aktach jako ujawniony członek  oddziału „Młota”.  Milicjanci z posterunku MO w Leśniowicach dostarczyli „Grubemu” wezwanie  „w sprawie urzędowej” do Komendy Powiatowej MO w Chełmie  z terminem stawienia się w dniu 17 marca 1968 roku. Przesłuchanie prowadził  porucznik SB Stanisław Siepsiak. W sporządzonej po przesłuchaniu notatce  napisał, że „Gruby” zeznał, iż nikomu nie groził, a tylko zdenerwowany tym, ze inni rolnicy dostali pożyczkę, a on nie, powiedział co myśli o takim  niesprawiedliwym postępowaniu. Był przekonany, ze była to zemsta urzedników za działalność w oddziale „Młota”. Ponownie pytany przez por. Siepsiaka o broń zabraną z Majdanu Ostrowskiego,  potwierdził, że często z „Młotem” kwaterowali w tej miejscowości, ale z tego co wie, to cała posiadana broń została zdana podczas ujawnienia w Wojsławicach.

Na zakończenie przesłuchania Porucznik Siepsiak zagroził Grubemu, że władza ludowa będzie bacznie go obserwowała i w przypadku powtórzenia się podobnych incydentów, jak z pożyczką, będzie pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

Tego samego dnia szef chełmskiej SB major Władysław Woliński przesłał szczegółowy tajny  raport  do naczelnika wydziału śledczego Komendy Wojewódzkiej  MO w Lublinie z opisem przedsięwzięć podjętych w stosunku do, jak kilkakrotnie podkreślono: „byłego członka  bandy Młota Mieczysława Padkowskiego „Grubego” w związku z jego antykomunistyczną postawą wobec urzędników Polski Ludowej. Raport kończył się stwierdzeniem: „Padkowskiego po rozmowie będziemy kontrolować przez pewien czas, czy ostrzeżenie go odniosło skutek”.

Ostatni wpis w teczce „Grubego” pochodzi z początków czerwca 1968 roku  – jest to kolejna karta sprawdzeniowa  . E 15 z wpisem z centralnego archiwum bezpieki: „w kartotece nie figuruje”.

Wbrew zasadom SB nie odnotowano kiedy i z jakich powodów sprawa rozpracowywania „Grubego” została zakończona, ani kiedy teczkę złożono do archiwum.

Mieczysław Padkowski furman „Młota” i żołnierz AK –  WiN w latach 1942 – 1947 zginął wkrótce po tych wydarzeniach w wypadku samochodowym. Razem z nim zginęła żona, syn i dwoje wnuków. W środowisku żołnierzy „Młota” w początkach lat 90. XX  wieku mówiło się, ze ten wypadek był dość dziwny – jakaś niezidentyfikowana ciężarówka wjechała w samochód którym podróżowała rodzina „Grubego”.

Może  niejasne okoliczności śmierci tego żołnierza podziemia antykomunistycznego  i  jak powiedzielibyśmy używając nazewnictwa wojskowego  z  II Rzeczypospolitej  – ordynansa  komendanta „Młota”, tłumaczą nieregulaminowe zakończenie sprawy „Grubego”  przez por. Siepsiaka i jego przełożonych, a także pojawiające się dziś niczym nie uzasadnione wątpliwości odnośnie przeszłości  „Grubego” po ujawnieniu.

A najtragiczniejsze jest to, że te wątpliwości zgłaszane są przez obecnych członków Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego WiN w Chełmie. Panowie  kombatanci i   pozostali członkowie  chełmskiego Inspektoratu  Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość –  zapamiętajcie na przyszłość chociaż jedną z żelaznych zasad  bezpieki – nigdy nie rzucała i nadal nie rzuca ona, podejrzenia na swoich rzeczywistych współpracowników. Natomiast chętnie posługiwała się takimi oskarżeniami w stosunku do tych, którzy nie dali się zwerbować. Warto to zapamiętać i nie powtarzać rzuconych nie wiadomo przez kogo i kiedy oskarżeń pod adresem tych członków oddziału „Młota”, którzy dochowali wierności przysiędze żołnierskiej i nigdy, za żadną oferowaną przez komunistów cenę nie zdradzili swojego  komendanta – porucznika Henryka Lewczuka „Młota” . A takim wiernym  przysiędze i komendantowi żołnierzem był Mieczysław Padkowski  „Gruby”.

A jeśli z ust obecnego prezesa Inspektoratu chełmskiego i historyka zarazem, słyszę dziś pytanie czy jestem pewien, że z „Grubym” było wszystko w porządku i czy zasługuje na umieszczenie jego podobizny i biogramu na okolicznościowej wystawie, to odpowiadam zgodnie ze stanem mojej wiedzy: stanowczo tak.

Zasługuje bardziej niż niektórzy kombatanci –  dzisiejsi wysocy oficerowie WP, obwieszeni orderami i wielce utytułowani.  Ze wszech miar bardziej zasługuje on prosty chłopak z Mołodutyna i  po ujawnieniu – chełmski chłop ciężko pracujący na swoich kilku hektarach w Kumowie. Nie był wykształcony, nie sprawował żadnej ważnej funkcji. W oddziale „Młota”, zajmował się tym   co potrafił najlepiej – był furmanem, ale, jak miał odwagę wyrazić to w rozmowie z komunistycznym urzędnikiem w latach  stalinowskich, „walczył o Polskę” i tej Polsce pozostał wierny do swojej przedwczesnej śmierci.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie … .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *